Dobra takie, jak godność osobista – wewnętrzne poczucie wartości i dobre imię, cześć, wizerunek – ocena zewnętrzna wartości człowieka, nietykalność i integralność fizyczna, zdrowie, są chronione na ogólnych zasadach kodeksu cywilnego i kilku szczególnych ustaw. Wyjątkowo dotkliwe ingerencje w niektóre dobra rodzą odpowiedzialność karną – za naruszenie nietykalności cielesnej, zniewagę, zniesławienie, spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Osoby zatrudnione w publicznej służbie zdrowia mają te same dobra i te same chroniące je prawa, co inni. Jednak sytuacje, na tle których rozważana jest ochrona dóbr osobistych lekarza przeciwko pacjentowi, są zupełnie inne.
Przede wszystkim lekarz z natury wchodzi w nietypową dla większości innych relacji społecznych bliskość z pacjentami i ich rodzinami – relację zaufania. Zwykle lekarze potrafią uszanować godność pacjenta, ale nie potrafią ustrzec go przed cierpieniem fizycznym i duchowym. Siłą rzeczy więc medycy wchodzą w zasięg bezpośredniego oddziaływania reakcji cierpiącego i zawiedzionego człowieka. I choć te reakcje mogą zwrotnie krzywdzić ratownika, to etyczna i prawna powinność nie pozwala mu się wycofać z pomocy. Pacjentowi, który atakuje lekarza, jak i samemu lekarzowi, może się wydawać, że nie stawiając granic akceptuje naruszenie swoich dóbr. Lekarz rzeczywiście, koncentrując się na dobru chorego, nie zwraca uwagi na ewentualną wyrządzoną mu przez chorego krzywdę. Jak wówczas udowadniać przed sądem bezprawność naruszenia i spowodowaną nimi krzywdę? Jednocześnie lekarz działa autorytarnie, przejmuje za pacjenta odpowiedzialność. To w wyniku jego decyzji pacjent znajduje się w określonej, przykrej sytuacji, która u niektórych może rodzić agresję. Prawo ujmuje tę pozycję lekarza w kategoriach gwaranta zdrowia i życia pacjenta.
Jednocześnie nie można tracić z pola widzenia, że lekarze w publicznej służbie zdrowia są przedstawicielami systemu, który kuleje. Nie potrafią sprawić, że pomoc obejmie wszystkie świadczenia, które powinny być udzielone, ani nawet te, które gdzie indziej są dostępne. Pretensje dotyczące mankamentów systemu są więc kierowane do lekarza osobiście, nawet jeśli nie ma on na nie żadnego wpływu. Dla pacjentów, a przede wszystkim ich rodzin, jest jednak odpowiedzialny za braki w opiece medycznej. Większość zarzutów i ataków ze strony sfrustrowanych odbiorców świadczeń, odbierają nie za swoje winy. Ataki, czy to te skierowane bezpośrednio do lekarza, czy też te publiczne, zniesławiające, będą często obiektywnie nieuzasadnione i – jako takie – zasługujące na ochronę prawną. Z drugiej strony pacjent nie musi tego tak precyzyjnie rozróżniać, czym z pewnością będzie się bronił w razie procesu. Opisany wyżej typowy naruszyciel może też powołać się na szczególną sytuację psychiczną spowodowaną cierpieniem, stresem i lękiem. Nienormalna sytuacja motywacyjna może w wielu sytuacjach zwalniać go z odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych lekarza.
Coraz większa proceduralizacja zawodu lekarza częściowo zaciera szczególne cechy relacji lekarza w szpitalu do pacjentów i ich rodzin. Często nie ma już mowy o przejmowaniu przez lekarza osobistej odpowiedzialności za pacjenta, jest natomiast stosowanie procedur, które mają chronić przecież nie tylko pacjentów, ale także bezpieczeństwo prawne lekarzy. W nowym, wynikającym z tej zmiany układzie ról lekarze czują się uprawnieni do dochodzenia ochrony swoich dóbr osobistych. Ciekawe, jaki będzie wpływ tej zmiany na ilość roszczeń i procesów pomiędzy lekarzami i pacjentami. Czy pacjenci traktowani zgodnie z procedurą, bez osobistej odpowiedzialności lekarza i bez zaufania do niego, będą mieli opór przed kierowaniem roszczeń o jakość świadczeń i ich skuteczność? Czy traktowani w ten sposób lekarze będą chcieli brać odpowiedzialność za roszczeniowych pacjentów, czy raczej będą wiedli z nimi spory o dobra osobiste?
Wydaje się, że przywilej działania autorytarnego pociąga za sobą odpowiedzialność za całość podejmowanych działań i za chorego – ich cel i odbiorcę. Rezygnacja z tego przywileju zrywa ustanowioną na nim więź z pacjentem i społeczeństwem. Niewiele znaczący lekarz – wykonawca procedur będzie pozbawiony ochrony moralnej, jaką dawała jego poprzednikom autorytarna pozycja. W konsekwencji będzie poszukiwał ochrony prawnej swoich dóbr osobistych wobec pacjentów – już na równej z nimi pozycji przed sądem.