Matka terminalnie chorego dziecka – pacjenta pod opieką hospicjum domowego chce skorzystać z opieki wyręczającej i wyjechać na tygodniowy urlop za granicę. Na ten czas oddaje dziecko pod opiekę placówki wyręczającej. W chwili przyjęcia do niej otrzymuje do podpisania długi dokument, zawierający, jak zapewnia przyjmujący ją lekarz, oświadczenie o wskazaniu osoby do kontaktu w różnych sprawach dotyczących dziecka. Nie zastanawiając się wpisuje pielęgniarkę z hospicjum domowego, nic jej o tym nie mówiąc. Matka zapomniała, że na czas oddania dziecka pod opiekę stacjonarną, wypisała dziecko spod opieki hospicjum domowego. Po wyjeździe matki wydarzenia nastąpiły szybko. Stan zdrowia dziecka nagle się pogorszył, personel zatelefonował do pielęgniarki i zażądał natychmiastowego przyjazdu i zabrania dziecka na oddział intensywnej terapii. Pielęgniarka przyjechała i okazano jej dokumenty podpisane przez matkę. Zawiozła dziecko do szpitala, gdzie powołując się na dokumenty z opieki wyręczającej, zażądano od niej podpisania zgód – na terapię ryzykowną i na odstąpienie od terapii pacjenta. Na szczęście nie okazały się one konieczne. Matka po powrocie z zagranicy odebrała odratowane dziecko ze szpitala.
Sprawa jest wieloaspektowa. Należałoby się przyjrzeć m.in. warunkom wypisu dziecka z hospicjum domowego i utraty opieki tej instytucji, a z drugiej strony warunkom przyjęcia dziecka do placówki wyręczającej. Skupmy się jednak na skuteczności i prawnych skutkach wskazania pielęgniarki z hospicjum jako osoby do kontaktu w sprawach dotyczących dziecka pod nieobecność matki. Ta, bowiem zadziałała z rozpędu, nie zastanawiając się nad skutkami prawnymi swoich działań. Zrealizowała wolę matki i (z pewnością wyręczającego się nią) personelu domu opieki wyręczającej.
Na pierwszy rzut oka oświadczenie matki było jednostronnym oświadczeniem woli, nie zakomunikowanym nawet pielęgniarce. Nie mogło więc zmienić niczego w sytuacji pielęgniarki, dopóki ta nie zgodziłaby się świadomie wypełnić zadania, które zleciła jej matka.
Ale jakiego zadania? Tego sama matka nie wiedziała. Podpisując długi dokument sądziła, że będzie to jedynie wskazanie kogoś znającego zachowania jej dziecka i mogącego poradzić w kwestiach pielęgnacyjnych. Faktycznie podpis złożyła pod wieloma klauzulami zwalniającymi personel opieki wyręczającej od odpowiedzialności za istotne sprawy dziecka i przenoszącymi tę odpowiedzialność na wskazywaną „osobę do kontaktu” – pielęgniarkę.
Czy podpis pod niezrozumiałym tekstem jest skutecznym oświadczeniem zgodnym ze wszystkim, co zostało tam napisane? W przypadku prezesa spółki prawa handlowego, w sytuacji biznesowej – byłby. Ale w przypadku opisywanej matki – bez wątpienia nie. Nie przeniosła więc skutecznie na pielęgniarkę odpowiedzialności za dziecko?
Przemawiałby za tym fakt, że prawo pielęgniarki do decydowania w sprawach opiekuńczych wynikało z jej zatrudnienia w podmiocie leczniczym -hospicjum – świadczącym pomoc lekarską i pielęgniarską dla pacjenta, a w chwili wypisania pacjenta z hospicjum straciło podstawy umowne. Kwestia ta wymaga jeszcze rozróżnienia pomiędzy sprawami istotnymi, dotyczącymi decyzji mających wpływ na stan zdrowia dziecka i sprawami opieki w ramach określonego stanu. Co do zasady pielęgniarka świadczy opiekę medyczną bez prawa do istotnego ingerowania w zdrowie pacjenta.
Sprawa skomplikowała się dodatkowo w chwili, gdy pielęgniarka zaczęła działać. Jest to bowiem profesjonalistka działająca w swojej zawodowej dziedzinie. Czy nie objęła nad nim opieki na podstawie zawartej w ten sposób dorozumianej umowy, jako samodzielny opiekun medyczny, czyli niezależnie od swojego zatrudnienia w hospicjum? Obierając dziecko z domu opieki w sposób dorozumiany zaakceptowała przynajmniej opiekę nad nim, a podpisując zgody na terapię ryzykowną potwierdziła formalnie, że bierze za nie pełną odpowiedzialność.
Jednak uważam, że przekazanie przez matkę opieki nad istotnymi sprawami, w tym dotyczącymi życia i zdrowia dziecka, na pielęgniarkę, nie nastąpiło. Nie należą one bowiem do zawodowych obowiązków pielęgniarki. Są wyłącznym uprawnieniem i obowiązkiem rodzica, dopóki sąd nie zadecyduje inaczej.
W razie nieszczęśliwego obrotu spraw, gdyby dziecko umarło, sąd w ewentualnym postępowaniu badającym odpowiedzialność za śmierć, rozważałby najprawdopodobniej najpierw odpowiedzialność matki i lekarza domu opieki wyręczającej, którego ustawowa i deontologiczna odpowiedzialność obejmuje quasi-gwarancyjną ochronę życia i zdrowia każdego pacjenta, nad którym sprawuje opiekę. Lekarz ten objął opiekę nad dzieckiem, nawet jeśli pisemne oświadczenia zawierały klauzule zwalniające go z tej odpowiedzialności. Z kolei lekarze ze szpitalnego oddziału intensywnej terapii prawdopodobnie zostaliby uznani za działających w roli ratowników, zobowiązanych do działania w ramach obowiązku ratowania życia, i to niezależnie od woli opiekunów prawnych dziecka.
Na koniec trzeba jednak powiedzieć, że pacjent paliatywny to osoba znajdująca się w ciągłym stanie zagrożenia życia. Rozważamy przypadek przy upraszczającym założeniu, że ani matka, ani żaden z lekarzy, ani pielęgniarka nie spowodowali żadnym błędem pogorszenia się stanu zdrowia dziecka. Decyzje matki i lekarza opieki wyręczającej, a następnie pielęgniarki i lekarzy intensywnej terapii, prawdopodobnie nie zmieniły niczego istotnego w związku przyczynowo – skutkowym prowadzącym do śmierci pacjenta. Rozważania powyższe są z konieczności uproszczone i ograniczone do prześledzenia sytuacji dobrodusznej pielęgniarki. Na szczęście w opisywanej sprawie problem ten nie musiał być badany.